Tomek uwielbia przyjeżdżać do rodziny na święta. Kupować prezenty i upychać je butami w bagażniku, sypiąc przy tym mało bożonarodzeniowe epitety. Wykrajać pierniczki ze zbyt tłustego ciasta i obserwować, jak pękają w piekarniku. Zawieszać na ojcowskiej choince zdjętą z pawlacza w swojej kawalerce starą, pordzewiałą bombkę, tę, którą przy wyprowadzce mama dała mu „na szczęście”.

wegańskie święta, weganizm

Tomek po prostu uwielbia święta

Zapach piernika, mandarynek, bigosu, zupy grzybowej
Barszczu nie lubi, zwłaszcza prawdziwego, z buraków; jeśli już, to taki Instant. Ale mama go nie uznaje, więc po prostu mówi, że nie lubi. Tomka cieszy widok lampek zwisających z dachów, zbierający się na bramach wjazdowych śnieg, świecące, metalowe zwierzątka pilnujące ogrodów, pijany grzańcem rynek miejski.

Tomek dziękuje Bogu za jego Narodzenie

Dziękuje za nie, choć nie czuje się wierzący… ale to też nie tak, że kocha święta dla żarcia i prezentów, o nie. To też. Ale głównie ze względu na Tradycję. Piękną, rodzinną tradycję. Zawsze dwanaście potraw, zawsze jedno nakrycie więcej. Sianko pod obrusem. Jemioła wisząca nad wejściem. Zupa dyniowa, ciasto dyniowe, wszystko dyniowe.

Taka polsko-amerykańska tradycja. Mamina

Choinka ozdabiana zawsze w Wigilię. W tle kolędy i pastorałki wyśpiewywane przez wspaniałe chóry, prezenty otwierane wspólnie podczas śniadania w Pierwszy Dzień Świąt. Babcia z wnukami (ze strony siostry, nie z jego żebra, wraz z Adasiem ze swoich żeber dziecka nie ulepią) na kolanach, pokazująca im nową szopkę, którą wyrzeźbił dziadek.

Dziadek nie słucha, dziadek obraca już piąty kieliszek. I choć w ich domu wódka nie jest tradycją, to dziadkowi pozwalają. Dla dziadka urodziny bez wódki to nie urodziny, a święta to przecież urodziny Jezusa, trzeba celebrować. Niech dziadkowi będzie; czasami babcia łypnie na niego znad talerza pierogów, ale grzeczny jest, więc nic nie powie.

Ale… w tym roku jest jakby inaczej

Tomek powiedział tylko jedno zdanie, niby bardzo się stresował, niby podejrzewał, że tak będzie, niby prawie Adasiowi połamał kolano, ściskając go za nie mocno pod stołem, ale… ale. Nie spodziewał się aż takiego poruszenia.

Dziadek zawiesił się z kieliszkiem w połowie drogi do ust rozchylonych już w malutkie „o”. Babcia przerwała radosny szczebiot pod tytułem „A tu, tu, tu jest baranek, baranek robi jak? Baranek robi BEEEE! BEEEE! BEEEE! A tu, tu, tu jest osiołek, osiołek robi jak? Osiołek robi…”, zdjęła z kolan małą Marcysię, oparła się w fotelu i zamknęła oczy. Niedobrze.

– Tomeczku, no co ty za żarty sobie stroisz…

– Babciu, ale ja…

– Tomek, nie denerwuj babci. – Mama uśmiechnęła się dobrodusznie, mama nie wierzy, mama myśli, że Tomek znowu jakąś głupotę wymyślił.

Cioci pieróg utknął w buzi, wypchnął policzki, ciocia zapomniała gryźć i połknąć. Kuzyni, wujkowie, siostra, siostrzeńcy nawet, wpatrują się w Tomka z niedowierzaniem, gapią się, wywalają oczy, jakby pierwszy raz w życiu słyszeli coś podobnego. Mijają pierwsze sekundy ciszy, kolejne i kolejne, aż w końcu nadchodzi wybuch.

– Coś takiego…

– Niemożliwe…

– Mówiłam wam, że za dużo czasu spędza w Internetach.

– I po co, no po co pozwalaliśmy mu się wyprowadzić? Oj mówiłam ci, Zbychu, mówiłam, że to się źle skończy!

– Mój syn! Mój rodzony, jedyny syn! Tak ojca zawieść? Takie rzeczy przy wspólnym stole?!

Nawet Adaś kręci się niespokojnie. Nie tak miało być. Mieli powiedzieć, przyznać się, a oni mieli zrozumieć.

– Tomeczku, kochany… Mówiłem ci, że tak będzie…

– Mówił ci! Ha! Dobre sobie!

– Tato, daj Adamowi spokój.

– Co spokój, jaki spokój?! – Ojciec już czerwony na twarzy, żyłka wyskoczyła mu na czole, bebzol wypiął się jeszcze dumniej niż zwykle. – Ja ci zaraz dam spokój! Jak możesz robić to matce? Taką piękną uroczystość przygotowała, godzinami stała w kuchni, żeby wszystkim było miło, a ty… ty… Ach!

Nie tak miało być. Nie chcieli źle, Tomek z Adasiem. Chcieli tylko żyć w zgodzie ze sobą, ze swoimi przekonaniami.

– Tato, przecież to nie jest koniec świata, to nic nie zmienia w moim, naszym, życiu…

– To wszystko zmienia, Tomek! WSZYSTKO!

Zapadła cisza. Ojciec dyszy nad pustym talerzem, matka wstaje, dokłada mu bigosu. Ciotka dziubie łyżeczką w cieście, druga ciotka siorbie kawę, patrzy w filiżankę. Bardzo ciekawe fusy. Nawet kot przestał bawić się przyniesioną przez Tomka, wiszącą na najniższej gałęzi bombką. Płyta z kolędami albo się skończyła, albo zacięła. Totalna. Gęsta. Cisza.

Przerywa ją Marcysia.

– Mamuś… A kto to jest ten weganin?

Brak komentarzy:

I co myślisz, pieronie?