…mleka, jaj, serwatki z mleka, laktozy, orzechów. O co z tym chodzi? Wyjaśniamy!
Dziś pani Tosia, po swojej cotygodniowej wycieczce do miastowego marketu, wróciła do domu wyjątkowo szybko. W autobusie jechała tak roztargniona, że zapomniała skasować bilet; przypomniał jej kierowca, który po wpuszczeniu pani Tosi przednimi drzwiami uprzejmie wskazał palcem na kasownik. Całą drogę myślała z wypiekami na twarzy o zawartości swojej torebki; pierwszym, najpierwszym w tym markecie wegańskim kajmaku. I to za jaką cenę: 9,99 zł za całą puszkę! Obłęd, szaleństwo w biały dzień. Głupia była, że nie wzięła od razu trzech!
Jedzie pani Tosia i z rozmarzonym uśmiechem wyobraża sobie chwilę, w której uchyli z delikatnym pyknięciem, chrobotem, zgrzytem wieczko puszki, zamoczy palec aż po knykieć w gęstej, słodkiej, kleistej, mokrej, chłodnej mazi w kolorze jesiennego liścia i powoli, zmysłowo jak w reklamie jogurtu zanurzy go w swoich spragnionych wegańskiej rozkoszy ustach… po czym zrobi romantyczne zdjęcie na Instagram i grupę na Facebooku dla wegan i wegetarian.
Napisze, że pyszne, że niedrogie, że łatwo dostępne, że i do ciasta (Tosia piec nie potrafi, ale na grupach wege cukiernicy zdobywają respekt; ci, co prowadzą romantyczne Instagramy również) i do jedzenia łyżeczką przy grubym kocie (to tak w formie żartu, bo to, że to jedyne co Tosia z nim zrobi to inna sprawa i nikt nie musi o tym wiedzieć), i do różańca (to żeby podkreślić, że poprzednie było żartem).
I kiedy Tosia już odpowiednio wykadruje zdjęcie, doda piękny filtr, poprawi wygląd swoich paznokci za pomocą kilku aplikacyjnych sztuczek, napisze krótki, zabawny post z dużą ilością zwierzęcych i roślinnych emotikonów, kiedy przejdzie ścieżkę akceptacji postów… ze wstrzymanym oddechem oczekuje na pierwsze komentarze. Polubienia. Serduszka.
O, o, jest pierwszy komentarz!
– Możesz dodać zdjęcie składu? – Czyta Tosia. Może? Pewnie, że może! Z przyjemnością pochwali się tym, co upolowała. Więc robi Tosia zdjęcie, kadruje, dodaje odpowiedni filtr, poprawia paznokcie. Dodaje w komentarzu. Czeka, już prawie mdleje, co za emocje! Naleje sobie wody, bo aż jej w gardle zaschło.
I gdy wraca, widzi lawinę, LAWINĘ powiadomień!
– Też mi weganka!
– Co za durna baba…
– I ty nazywasz siebie veganką?!
– Umiesz ty czytać w ogóle?
– *GIF z gościem jedzącym popcorn*
– Musisz mieć niezłą sraczkę, jak takie rzeczy jesz na weganie…
– Dobra, dajcie jej spokój. Może przeszła na weganizm niedawno i dopiero się uczy?
– Nawet jeśli, to co? Oczu nie ma, nie widzi, co tam jest napisane?
– LASKA, JAK BYK: MOŻE ZAWIERAĆ MLEKO I JAJKA!!!!!!
– Hahaha, @Magda patrz, jaka gównoburza!
– Halo, wegańska policja na fejsbuka, halo halo! XDDDDDD
– Trzy lata biczowania się porem w ramach pokuty!!!!!!!!!!!
Prawie żadnego polubienia. Mało serduszek. Dużo ha-ha. Śmieją się z Tosi, że Tosia głupia, że czytać nie umie. Bo może zawierać mleko. I jajka.
Zła weganka z Tosi, niedobra. Nie umie Tosia w weganizm
Swoją narracyjną mocą pogłaskam Tosię po głowie i powiem: nie martw się, Tosiu. Dobre kupiłaś, pyszne, wegańskie. Wylizuj dalej z knykci, jedz łyżka po łyżce, nie przejmuj się, nie biczuj porem. A wam powiem, żebyście przestali na Tosię krzyczeć, kiedy kupi kajmak, który może zawierać mleko, jajka, miód.
To tylko alergeny, kochani. To tylko informacja dla biednych alergików, że jeśli kajmak wegański wesoło ubijał się w tej samej misce, w której wcześniej wesoło ubijał się kajmak niewegański, albo w innej, ale tym samym wiertłem, umytym, to jakiś milimetr (mililitr) mleka mógł sobie tam zostać i do wegańskiego kajmaku przefrunąć. I weganin od tego zerować weganizmu nie musi, ale pan alergik może dostać wysypki… albo się dusić. I to, że na tej samej taśmie, co czekolada deserowa z masłem orzechowym sprzedawana ze znaczkiem VEGAN przeleciały czekolady bez znaczka VEGAN wcale nie oznacza, że tamtej trzeba ująć wegańskości. I krzyczeć na Tosię. Jeżeli Tosia od 0,0000001 % mleka nie umrze – którego, swoją drogą, wcale nie musi tam być – to niech Tosia sobie je ten kajmak.
I wy też jedzcie.
Dobry kajmak. Tani kajmak. Łatwo dostępny.
Nie powiem wam gdzie, bo pewnie nie istnieje*. Ale, niestety, istnieje dużo takich okrzyczanych bez powodu Tosi i dużo takich nadpobudliwych wegusów, którzy naprawdę myślą, że śladowe ilości skazują ich na biczowanie porem.
Biedna Tosia.
*aktualizacja: istnieje! Czasami na Urban Vegan można znaleźć, kokosowy. Podlinkowałabym, ale zwykle jest niedostępny…
Brak komentarzy:
I co myślisz, pieronie?